-Ojciec roku się znalazł.-prychnęła, wściekle
Alexandra.
-Słuchaj, staram się okej? Czasami potrafisz
być jędzą.
-Nie kłóćcie się, to nikomu z nas nie poprawi
humoru. Jak długo w ogóle spałam?
-Można powiedzieć, że 12 godzin. Odpoczywaj dalej,
a ja idę porozmawiać z chłopakami.-powiedziałem, chcąc wstać, lecz ona mi na to
nie pozwoliła.
-Idę z tobą, chcę wiedzieć co planujecie i nie
pozwolić ci na popełnienie głupstwa.-rzuciła, podnosząc się z łóżka, lecz
gdybym jej nie złapał, to upadła by.
-Może jednak zostań tu z Lexi i poleż trochę.
-Nie ma mowy, idziemy.
-Wycofajmy się Arthur, jest ich więcej, nie damy rady, a
nawet jeśli to nie obędzie się bez ofiar.-błagał wtedy osiemnastoletni Allan.
Westchnąłem
ciężko, ale ruszyłem z nią na rękach, w kierunku salonu, po drodze wołając
resztę domowników. Gdy już wszyscy siedzieliśmy na kanapach, postanowiłem
przejść do rzeczy.
-Słuchajcie, znam Alana od dziecka i on zawsze
doprowadza wszystkie sprawy do końca. Mamy jedno wyjście z tej całej sytuacji,
muszę pójść w wyznaczone miejsce i walczyć.-Amanda chciała coś wtrącić, ale nie
dałem jej dojść do głosu-Wy w tym czasie wyjedziecie do matki Ami, jej ojczym
jest jednym z nas, więc możemy mu
zaufać. Wyjedziecie za dwa dni, jeśli wszystko dobrze pójdzie dołączę do was trzy
dni później.-zakończyłem, a reszta zaczęła się przekrzykiwać-Spokój! Jeśli nie
wyjedziecie z własnej woli, to użyje mocy alfy i po prostu wam nakaże to
zrobić. W tym czasie funkcję alfy będzie pełniła Amanda.
-Ale ona nie może, nie jest…-zaczął Seth, ale
mu przerwałem.
-Mylisz się przyjacielu, moja dziewczyna jest
stuprocentową alfą. Pomyśl, zawsze potrafi mi się przeciwstawić, wy od razu,
gdy ją poznaliśmy byliście dla niej mili, pomagaliście, broniliście przed
dawnymi przyjaciółmi. Poza tym przywódca stada potrafi wyczuć równą sobie
samice.
-Czyli że mogłabym utworzyć własne stado,
gdybym was nie poznała?
-Teoretycznie tak, ale jak by było nie wiem, rzadko
się zdarza, by watahą przewodziła samotna kobieta, zwłaszcza, że zdarzają się
one bardzo sporadycznie, już ci to tłumaczyliśmy. Skoro już sobie wszystko
ustaliliśmy to my z Mandy wracamy do sypialni.-rzuciłem, podnosząc dziewczynę i
ruszając w stronę schodów. Będąc już w naszym pokoju, położyłem ją na łóżku,
przykryłem kołdrą i ułożyłem się przy niej.
-Kim była Annie?-zapytała sennie ukochana, a
moje mięśnie natychmiastowo się napięły.
-Była członkiem stada, którym teraz rządzi mój
brat, byłem ich alfą, aż do jej śmierci.-wyszeptałem, odwracając od niej wzrok
i przywołując w głowie tamte wydarzenia.
Annie Beansons |
-Damy radę, nie wymiękaj, jesteś ode mnie starszy o trzy
lata, a zachowujesz się jak tchórz.
-Jesteś taki sam jak ojciec! On też nie słuchał niczyich
rad, a teraz leży w grobie!
-Cicho bądź. Zajmij pozycję i staraj się nie dać się
zabić.
Przeciwnicy
ruszyli, wiedziałem, że jesteśmy mniej liczni, ale mój upór i duma nie
pozwoliły mi się wycofać. Atakowałem każdego przeciwnika, który odważył się do
mnie podejść, zatraciłem się w walce. Rozszarpywałem wrogów pazurami,
przegryzałem im ich gardła ostrymi kłami i nie zwracałem uwagi na nic innego
poza ich cierpieniem. Annie była dziewczyną Alana, a gdy wilk wybierze
partnerkę to jest z nią przez całe życie.
Na polu bitwy został już tylko przywódca wrogiego
klanu-bynajmniej tak nam się wydawało, okrążaliśmy go ze wszystkich stron, gdy
nagle obcy wilk rzucił się na blondynkę. Nie zdążyliśmy zareagować, poniosła
śmierć na miejscu, ale dopadliśmy tego bydlaka i jego alfę. Tej nocy udało nam
się zdobyć nowe terytorium, zwyciężyliśmy bitwę, ale straciliśmy przyjaciółkę,
a zarazem jedyną dziewczynę w watasze.
-Mówiłem żebyśmy odpuścili, dali spokój z tą walką, ale
ty jak zwykle wiesz lepiej! Nienawidzę cię! Tak strasznie cię nienawidzę!
Wolałbym, żebyś to ty był na jej miejscu! Nie będę już więcej słuchał twoich
rozkazów! Nikt nie będzie!-krzyknął i rzucił się na mnie. Przeorał ostrymi pazurami mój policzek i
atakował dalej. Nie chciałem zrobić mu krzywdy, uciekłem, wróciłem do domu,
spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłem w dal, nie żegnając się nawet z
mamą.
-To prawdziwa historia mojego odejścia od
rodziny, nie chciałem by ktokolwiek wiedział. Wstydziłem się tego co się wtedy
stało, jaki byłem, ale czasu już cofnąć nie mogłem. A Annie była moją bliską
przyjaciółką, bardzo chętnie bym się z nią wtedy zamienił miejscami, może nie
narobił bym tyle zła, a Allan byłby teraz normalny.
Nie chce żeby coś stało się Arthurowi on musi żyć a tak w ogóle to rozdział jest świetny tylko strasznie kròdki czekam na nn i składam ci życzenia na te święta
OdpowiedzUsuń