Tekst

Proszę o komentarze. Dla ciebie to tylko chwila, dla mnie ogromna motywacja.

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 15

-Ojciec roku się znalazł.-prychnęła, wściekle Alexandra.
-Słuchaj, staram się okej? Czasami potrafisz być jędzą.

-Nie kłóćcie się, to nikomu z nas nie poprawi humoru. Jak długo w ogóle spałam?

-Można powiedzieć, że 12 godzin. Odpoczywaj dalej, a ja idę porozmawiać z chłopakami.-powiedziałem, chcąc wstać, lecz ona mi na to nie pozwoliła.
-Idę z tobą, chcę wiedzieć co planujecie i nie pozwolić ci na popełnienie głupstwa.-rzuciła, podnosząc się z łóżka, lecz gdybym jej nie złapał, to upadła by.

-Może jednak zostań tu z Lexi i poleż trochę.

-Nie ma mowy, idziemy.

                Westchnąłem ciężko, ale ruszyłem z nią na rękach, w kierunku salonu, po drodze wołając resztę domowników. Gdy już wszyscy siedzieliśmy na kanapach, postanowiłem przejść do rzeczy.

-Słuchajcie, znam Alana od dziecka i on zawsze doprowadza wszystkie sprawy do końca. Mamy jedno wyjście z tej całej sytuacji, muszę pójść w wyznaczone miejsce i walczyć.-Amanda chciała coś wtrącić, ale nie dałem jej dojść do głosu-Wy w tym czasie wyjedziecie do matki Ami, jej ojczym jest jednym z nas, więc  możemy mu zaufać. Wyjedziecie za dwa dni, jeśli wszystko dobrze pójdzie dołączę do was trzy dni później.-zakończyłem, a reszta zaczęła się przekrzykiwać-Spokój! Jeśli nie wyjedziecie z własnej woli, to użyje mocy alfy i po prostu wam nakaże to zrobić. W tym czasie funkcję alfy będzie pełniła Amanda.

-Ale ona nie może, nie jest…-zaczął Seth, ale mu przerwałem.

-Mylisz się przyjacielu, moja dziewczyna jest stuprocentową alfą. Pomyśl, zawsze potrafi mi się przeciwstawić, wy od razu, gdy ją poznaliśmy byliście dla niej mili, pomagaliście, broniliście przed dawnymi przyjaciółmi. Poza tym przywódca stada potrafi wyczuć równą sobie samice.

-Czyli że mogłabym utworzyć własne stado, gdybym was nie poznała?

-Teoretycznie tak, ale jak by było nie wiem, rzadko się zdarza, by watahą przewodziła samotna kobieta, zwłaszcza, że zdarzają się one bardzo sporadycznie, już ci to tłumaczyliśmy. Skoro już sobie wszystko ustaliliśmy to my z Mandy wracamy do sypialni.-rzuciłem, podnosząc dziewczynę i ruszając w stronę schodów. Będąc już w naszym pokoju, położyłem ją na łóżku, przykryłem kołdrą i ułożyłem się przy niej.

-Kim była Annie?-zapytała sennie ukochana, a moje mięśnie natychmiastowo się napięły.

-Była członkiem stada, którym teraz rządzi mój brat, byłem ich alfą, aż do jej śmierci.-wyszeptałem, odwracając od niej wzrok i przywołując w głowie tamte wydarzenia.

Annie Beansons
-Wycofajmy się Arthur, jest ich więcej, nie damy rady, a nawet jeśli to nie obędzie się bez ofiar.-błagał wtedy osiemnastoletni Allan.

-Damy radę, nie wymiękaj, jesteś ode mnie starszy o trzy lata, a zachowujesz się jak tchórz.

-Jesteś taki sam jak ojciec! On też nie słuchał niczyich rad, a teraz leży w grobie!

-Cicho bądź. Zajmij pozycję i staraj się nie dać się zabić.

                Przeciwnicy ruszyli, wiedziałem, że jesteśmy mniej liczni, ale mój upór i duma nie pozwoliły mi się wycofać. Atakowałem każdego przeciwnika, który odważył się do mnie podejść, zatraciłem się w walce. Rozszarpywałem wrogów pazurami, przegryzałem im ich gardła ostrymi kłami i nie zwracałem uwagi na nic innego poza ich cierpieniem. Annie była dziewczyną Alana, a gdy wilk wybierze partnerkę to jest z nią przez całe życie.

             Na polu bitwy został już tylko przywódca wrogiego klanu-bynajmniej tak nam się wydawało, okrążaliśmy go ze wszystkich stron, gdy nagle obcy wilk rzucił się na blondynkę. Nie zdążyliśmy zareagować, poniosła śmierć na miejscu, ale dopadliśmy tego bydlaka i jego alfę. Tej nocy udało nam się zdobyć nowe terytorium, zwyciężyliśmy bitwę, ale straciliśmy przyjaciółkę, a zarazem jedyną dziewczynę w watasze.

-Mówiłem żebyśmy odpuścili, dali spokój z tą walką, ale ty jak zwykle wiesz lepiej! Nienawidzę cię! Tak strasznie cię nienawidzę! Wolałbym, żebyś to ty był na jej miejscu! Nie będę już więcej słuchał twoich rozkazów! Nikt nie będzie!-krzyknął i rzucił się na mnie.  Przeorał ostrymi pazurami mój policzek i atakował dalej. Nie chciałem zrobić mu krzywdy, uciekłem, wróciłem do domu, spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłem w dal, nie żegnając się nawet z mamą.

-To prawdziwa historia mojego odejścia od rodziny, nie chciałem by ktokolwiek wiedział. Wstydziłem się tego co się wtedy stało, jaki byłem, ale czasu już cofnąć nie mogłem. A Annie była moją bliską przyjaciółką, bardzo chętnie bym się z nią wtedy zamienił miejscami, może nie narobił bym tyle zła, a Allan byłby teraz normalny.






1 komentarz:

  1. Nie chce żeby coś stało się Arthurowi on musi żyć a tak w ogóle to rozdział jest świetny tylko strasznie kròdki czekam na nn i składam ci życzenia na te święta

    OdpowiedzUsuń