Widziałem jej poobijane ciało, leżące na
łóżku w naszej sypialni. Nie mogłem
sobie wybaczyć, że ją na to naraziłem, ją i dziecko. Nagle do pomieszczenia
wpadła Lexi z grobową miną i spojrzała na mnie współczująco.
-Nie
mogłam już nic zrobić, nastąpiło poronienie i nie udało mi się go zatrzymać. Przykro
mi.
-Czyli
co to ma niby znaczyć?-zapytałem, nie mogąc tego pojąć.
-Straciła
dziecko Arthur, nie wiem jak ona to przyjmie, ale trzeba jej to będzie przekazać
łagodnie.
Zerwałem
się do pozycji siedzącej i rozejrzałem po pomieszczeniu, w którym się
znajdowałem. Po ataku szału mojego brata, chłopak tak po prostu sobie uciekł. Od
razu pobiegłem do Amandy, by sprawdzić jej stan, na szczęście po dogłębnych
oględzinach okazało się, że nic poważnego jej się nie stało. Zemdlała, więc
przeniosłem ją do naszej sypialni i miałem czuwać całą noc, ale najwyraźniej
sen był silniejszy niż moja silna wola.
Spojrzałem na łóżko obok mnie, które
okazało się jeszcze zajęte przez dziewczynę, jednakże już w pełni rozbudzoną. Wpatrywała
się we mnie ze łzami w oczach, które po chwili wypłynęły na jej policzki.
-Jak się czujesz kochanie? Czemu płaczesz?-zapytałem,
podnosząc się z podłogi i chcąc otrzeć jej twarz, ale szybko się odsunęła.
-Nie kochasz nas.-wyszeptała tak cicho, że
ledwo ją zrozumiałem.
-Co ty wygadujesz?
-Co ty wygadujesz?
-Chciałeś pozwolić swojemu bratu zabić moje
dziecko!
-Hej to nie tak! Sądziłem, że widząc moją
niechęć do niego sobie odpuści i nic wam nie zrobi, ale najwyraźniej się
pomyliłem. Ja was kocham, nie mógłbym bez was żyć.-powiedziałem szczerze,
patrząc w jej piękne oczy i kładąc dłoń na miejscu, gdzie rozwija się nasze
maleństwo. Ukochana załkała głośno i mocno się we mnie wtuliła, więc
pocałowałem ją w czubek głowy. Delikatnie ją objąłem, pamiętając o dziecku i
szeptałem do ucha uspokajające słówka. Po chwili wyplątała się z moich objęć,
by spojrzeć mi w oczy i złączyć nasze wargi w długim, namiętnym pocałunku. Na krótki
czas zapomniałem o wszelkich problemach, liczyły się tylko jej usta i ciało
oraz to, że jest tak blisko. Posunął bym
się pewnie dalej, bo moje ręce już wędrowały pod jej koszulką, lecz ktoś
postanowił wejść do pokoju.
-Już ci lepiej widzę.-rzuciła Lexi-Jako twój lekarz
prowadzący, odradzam ci podobnych ekscesów, gdyż może to się źle skończyć dla
dziecka.
-Wiemy Alex, po prostu nas poniosło. Czemu tu
przyszłaś?-zapytałem, próbując ukryć rozczarowanie.
-Chłopcy znaleźli na pobliskim drzewie sztylet
wbity w drzewo, a przy nim wiadomość, o tym że masz się wstawić za trzy dni na
polanie koło wodospadu, gdzie będziecie walczyć. Podpisane Twój najgorszy
koszmar, brzmi znajomo?
-Musimy obmyślić plan, nie wieżę, że tak łatwo
da nam spokój. Jedyne rozsądne rozwiązanie to pójść i walczyć.-powiedziałem,
krzywiąc się po wypowiedzeniu tego zdania.
-To nie jest rozsądne, to samobójstwo! Nie pozwolę
byś tam poszedł Arthur!-wykrzyknęła, zdenerwowana Amanda, łapiąc mnie za rękę i
przyłożyła ją do swojego brzucha-Nie możemy cię stracić.
-Nie stracicie, może na to nie wygląda, ale
jestem od niego silniejszy, poza tym łatwo go zdenerwować, co jest niezwykle
przydatne w walce. Uspokój się skarbie, to może zaszkodzić maleństwu.
-Ojciec roku się znalazł.-prychnęła, wściekle
Alexandra.
-Słuchaj, staram się okej? Czasami potrafisz
być jędzą.
-Nie kłóćcie się, to nikomu z nas nie poprawi
humoru. Jak długo w ogóle spałam?
-Można powiedzieć, że 12 godzin. Odpoczywaj dalej,
a ja idę porozmawiać z chłopakami.-powiedziałem, chcąc wstać, lecz ona mi na to
nie pozwoliła.
-Idę z tobą, chcę wiedzieć co planujecie i nie
pozwolić ci na popełnienie głupstwa.-rzuciła, podnosząc się z łóżka, lecz
gdybym jej nie złapał, to upadła by.
-Może jednak zostań tu z Lexi i poleż trochę.
-Nie ma mowy, idziemy.
Nie rozumiem czemu nikt ci nie komentuje tego bloga przecież on jest świetny ja sama bym chciała tak pisać ale mój blog w porównaniu z twoim jest strasznie kiepski mam nadzieje że nie zawiesisz bloga a ze mnie masz już obserwatora czekam na nexta i życze weny
OdpowiedzUsuńNadrobiłam :D net ciężko chodzi i w bólu i męczarni otwierają mi się strony. Jednak ciekawość zwyciężyła i dałam radę dobrać do końca :D Swoją drogą ciekawa postać z brata Arthura wnosi odrobinę grozy. No i nie mogę doczekać się pojawienia dziecka. Dzieje się, dzieje. Oczywiście informuj mnie o dalszych rozdziałach będę czytała i komentowała tak, że masz już dwie stałe czytelniczki które wyrażają swoją opinię :D Trzymaj się ciepło i pisz, życzę masę weny :)
OdpowiedzUsuńps. u mnie nowy rozdział coś ostatnio wena mnie rozpiera :D
http://taniec-z-wampirem.blogspot.com