-Zejdź trochę z tonu, bo chyba znów się
zapominasz. Ej, Arthur! Mam tu coś, co chyba należy do ciebie, więc lepiej do
mnie zejdź!-krzyknął, po czym przyciągnął mnie do siebie, unieruchamiając mi
ręce za plecami.
Kilka minut później z budynku, od którego byliśmy oddaleni
jakieś sto metrów, wybiegli wszyscy chłopcy, oprócz Willa i Setha.
-Zostaw ją Alan! Wszyscy wiemy, że to o mnie
ci chodzi, nie mieszaj jej do tego!
-Braciszku, braciszku, braciszku. Ty naprawdę
sądziłeś, że jak schowasz się w małym miasteczku w leśnym domku to ja cię nie
znajdę? Od tygodnia moi chłopcy patrolują te tereny, Kasander za którymś razem
natchnął się na twoją panienkę i od tamtego czasu ani razu jej nie
widzieliśmy.-w tamtym momencie zrozumiałam ostatnie zachowanie mojego chłopaka,
on po prostu bał się własnego brata. Korzystając z tego, że ich uwaga była
skupiona na czymś innym, spróbowałam wyszarpnąć ręce z mocnego uścisku. Udało mi się, ale nie byłam na tyle szybka,
by odbiec wystarczająco daleko, tak więc znów wylądowałam w czyimś żelaznym
uścisku.
-Nie tak szybko skarbie, tak prędko chcesz ode
mnie uciec? Najpierw musimy się trochę zabawić.-zamruczał mi do ucha, jedną
ręką gładząc mój zaokrąglony brzuszek, na co Arthur zawarczał ostrzegawczo i
ruszył w naszym kierunku, ale chłopcy go przytrzymali.
-Nie waż się jej tchnąć!
-Proszę bardzo wybieraj, masz dwie opcje,
walczymy o przywództwo i wypuszczam oboje albo tchórzysz i możecie pożegnać się
z waszym dzieckiem.-rzucił, śmiejąc się złowieszczo i ściskając mój brzuch.
-Dobra, możesz zabić dziecko, uwolnisz mnie od
chociaż jednego problemu.-usłyszałam, przez co aż mnie zmroziło. Do tej pory
nie zauważałam by było to dla niego problemem. Ba, on nawet sam dbał o to by
wszystko było dobrze z maleństwem.
-Stary, pogięło cię?!-wtrącił szybko,
wstrząśnięty Niall.
-To i tak nie jest moje dziecko, nikogo z was
nie zastanawiało to, że sześćdziesiąt dni od naszego poznania się Amanda jest w
drugim miesiącu ciąży?
-Ale to dziecko!
-Cicho już bądź Liow. Śmiało bracie, na nim mi
nie zależy, poza tym po co mamy się bić? Nie możemy mieć swoich watach, nie
wchodzić sobie w drogę?
-Nie pozwolę ci być szczęśliwym po tym co
zrobiłeś Annie!-wykrzyknął i przycisnął mnie bardziej do siebie. Chwile później
chłopak rzucił mną o pobliskie drzewo i zapanowała ciemność.
Arthur
POV
Widziałem jej poobijane ciało, leżące na
łóżku w naszej sypialni. Nie mogłem
sobie wybaczyć, że ją na to naraziłem, ją i dziecko. Nagle do pomieszczenia
wpadła Lexi z grobową miną i spojrzała na mnie współczująco.
-Nie
mogłam już nic zrobić, nastąpiło poronienie i nie udało mi się go zatrzymać. Przykro
mi.
-Czyli
co to ma niby znaczyć?-zapytałem, nie mogąc tego pojąć.
-Straciła
dziecko Arthur, nie wiem jak ona to przyjmie, ale trzeba jej to będzie przekazać
łagodnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz