Tekst

Proszę o komentarze. Dla ciebie to tylko chwila, dla mnie ogromna motywacja.

czwartek, 11 września 2014

Rozdział 11



                Następnego dnia obudziłam się stosunkowo wcześnie, bo tak koło 700 , nie chciałam budzić słodko śpiącego Arthura, więc najdelikatniej jak umiałam wyślizgnęłam się z łóżka i ze świeżymi ubraniami ruszyłam do łazienki. Odświeżyłam się, ubrałam i zeszłam do kuchni, gdzie urzędowała moja mama.
-Hej kochanie, już wstałaś? Kiedyś cię z łóżka siłą trzeba było wyciągać.
-Tak jakoś, nie mogłam spać, więc chciałam zrobić śniadanie. Kellan w pracy?
-Wziął kilka dni wolnego, żeby je z nami spędzić, jest taki kochany!-zachwycała się w najlepsze.
-To ty może idź do niego, a ja zrobię śniadanie. Nie powinnaś się przemęczać, zwłaszcza że to już prawie piąty miesiąc.
-Już ty się tak nie wymądrzaj, pierwsze miesiące są najważniejsze, więc ty również moja droga, nie możesz się przemęczać.-powiedziała z triumfalnym uśmieszkiem.
-Obie macie racje moje drogie, dlatego dziś to ja szykuje posiłki.-odezwał się Kell, zjawiając się nagle w kuchni-Gdzie podziałaś Arthura, co?
                Zapomniałam wspomnieć, że mój chłopak oraz mąż matki bardzo dobrze się ze sobą dogadują.
-Śpi jeszcze. Jeśli nie ma nic ważnego do zrobienia, to może tak gnić w łóżku nawet cały dzień.
-Wcale że nie! Zazwyczaj wstaje wcześniej, ktoś musi chłopaków obudzić!-rzucił teatralnie urażony, zaszczycając nas swoją obecnością.
-Kochanie, nie zapomniałeś czegoś?-zapytałam, unosząc wysoko brew.
-Nie, wszystko dobrze, mała podpowiedź?
-Gdzie zgubiłeś koszulkę?
-Z tego co pamiętam, została w pokoju, wcześniej ci to nie przeszkadzało.

-Dobra, rób jak chcesz, jakby co to będę w ogrodzie.-rzuciłam szybko, po czym wyszłam z domu.
                Podwórko za domem było pięknie urządzone, pełno kolorowych roślin, drzewek owocowych i duża huśtawka. Przechadzając się po tym cudownym miejscu, miałam ochotę przemienić się w wilka, gdyż od dwóch tygodni tego nie robiłam i szczerze mówiąc, aż się do tego rwałam. Zauważyłam małą szczelinkę w pobliskim krzewie, więc niewiele myśląc, weszłam tam i okazało się, że jest tam sporo miejsca oraz jest odcięte od reszty ogrodu. Usiadłam na soczyście zielonej trawie i wsłuchałam się w szum wiatru, gdyż posiadłość była na przedmieściach Chicago, więc odgłosy miasta słabo tam docierały. Siedziała bym tam dłużej, ale usłyszałam nawoływania mojej rodzicielki, więc podniosłam się, otrzepałam i ruszyłam z powrotem do budynku.
-Siadaj szybko, jedzenie zaraz ci ostygnie.-powiedziała, zajmując swoje miejsce, a ja klapnęłam sobie obok Arthura. Posiłek zjedliśmy w ciszy, później mój ukochany ogłosił, że możemy zostać tylko do jutra, gdyż muszę pójść na umówione spotkanie z Aleks. Było mi bardzo smutno, opuszczać tak szybko mamę, ale teraz liczyło się przede wszystkim  dobro dziecka, które pojawiło się tak nagle w moim życiu.
-A tak w ogóle to mam dziś wizytę u ginekologa, powie mi w końcu czy to chłopiec, czy dziewczynka!-wtrąciła z podekscytowaniem mama.
- Stawiam na braciszka, a co ty sądzisz?
-Ja też chciałabym mieć synka, ale najważniejsze, że zdrowe.
-Za to ja chciałbym córeczkę, są takie słodkie, byłaby podobna do ciebie i to bardzo.-odezwał się Kellan.
-O której ta wizyta mamo?
-O 1630 muszę być na miejscu, więc znając tutejsze korki, musimy wyjechać godzinę wcześniej.
               *
             Resztę czasu spędziliśmy na oglądaniu telewizji, leżeniu i jedzeniu. Około pół godziny przed umówionym czasem postanowiłam się odświeżyć, więc wzięłam świeże ciuchy i poszłam pod prysznic. Ze skończonym makijażem, rozczesanymi włosami oraz ubrana, zeszłam do salonu i czekałam na pojawienie się reszty. Całą czwórką zapakowaliśmy się do auta Kellan’a i ruszyliśmy do  prywatnej kliniki. Mama ze swoim partnerem weszli do gabinetu, a ja oraz Arthur czekaliśmy na nich. Po pewnym czasie wyszli z pomieszczenia, szeroko się uśmiechając i trzymając za ręce.
-I jak?-odezwałam się szybko, gdy tylko do nas podeszli.
-Noo więc…będzie chłopiec!-wykrzyknęła uradowana mama-A poza tym to wszystko w porządku. Mam skierowanie na kolejne badania i wizytę za miesiąc.
-Gratuluje! Cieszę się razem z wami.-powiedziałam, posyłając im szeroki uśmiech.

-Teraz chodźmy do galerii, kupimy coś dla dziecka. Za niedługo nie będziesz mogła odbywać długich podróży, więc pomożesz mi teraz!-zawołała podekscytowana, po czym pociągnęła mnie za sobą do samochodu, a nasi mężczyźni podążyli za nami. Pojechaliśmy do największego centrum handlowego w Chicago i ruszyliśmy na podbój sklepów. Kupiliśmy różnego rodzaju body(1)(2)(3) i nasi panowie zaciągnęli nas na herbatkę, po której bezceremonialnie zawieźli do domu. Na miejscu byliśmy koło 1930, mama z Kellan’em  zniknęli na parterze, a ja oraz mój chłopak zaszyliśmy się w pokoju gościnnym. Po wejściu do niego od razu rzuciłam się na łóżko, które było bardzo wygodne.

-Uważaj kochanie, teraz musisz być troszkę ostrożniejsza w tym co robisz.-powiedział Arthur, kładąc się obok mnie i pogładził mój jeszcze płaski brzuch.

-Nadal to do mnie nie dochodzi, równie dobrze jakby go tam nie było.

-Nie mów tak, jeszcze będziesz się bardzo cieszyła, gdy to dziecko pojawi się na świecie.

-Chodźcie, pokaże wam moją niespodziankę dla Lili.-rzucił uśmiechnięty Kell, wchodząc do pomieszczenia. Skierowaliśmy się do pokoju obok ich sypialni i to co tam zobaczyłam wprawiło mnie we wzruszenie.  Był to śliczny pokoik dziecięcy, mojego młodszego braciszka, który za jakieś cztery miesiące ma znaleźć się na świecie.

-Jest cudny, sam go urządziłeś?

-Tak. Mam nadzieję, że twojej mamie się spodoba, jeszcze go nie widziała.-powiedział, drapiąc się po karku.

-To idź i ją tu przyprowadź, my będziemy się już kładli. Mamy samolot jutro o 900, chcielibyśmy się wyspać.-odezwał się mój ukochany.

-Oczywiście! Zobaczymy się jutro, odwieziemy was na lotnisko.-wyszedł zadowolony, po czym my udaliśmy się do sypialni, odświeżyliśmy i położyliśmy do łóżka.

-Nie chcę ich tu zostawiać, całkiem samych w takim momencie.-wymamrotałam sennie w klatkę piersiową chłopaka, w którą byłam wtulona.

-Poradzą sobie, są przecież dorośli, a z wilkiem nic im nie grozi.

-Jakim wilkiem?

                W tamtym momencie moje powieki zamknęły się i nie miałam szansy usłyszeć jego odpowiedzi, bo pogrążyłam się w cudownym śnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz