Następnego
dnia obudziłam się stosunkowo wcześnie, bo tak koło 700 , nie
chciałam budzić słodko śpiącego Arthura, więc najdelikatniej jak umiałam
wyślizgnęłam się z łóżka i ze świeżymi ubraniami ruszyłam do łazienki. Odświeżyłam
się, ubrałam i zeszłam do kuchni, gdzie urzędowała moja mama.
-Hej kochanie, już wstałaś? Kiedyś cię z łóżka
siłą trzeba było wyciągać.
-Tak jakoś, nie mogłam spać, więc chciałam
zrobić śniadanie. Kellan w pracy?
-Wziął kilka dni wolnego, żeby je z nami
spędzić, jest taki kochany!-zachwycała się w najlepsze.
-To ty może idź do niego, a ja zrobię
śniadanie. Nie powinnaś się przemęczać, zwłaszcza że to już prawie piąty miesiąc.
-Już ty się tak nie wymądrzaj, pierwsze
miesiące są najważniejsze, więc ty również moja droga, nie możesz się
przemęczać.-powiedziała z triumfalnym uśmieszkiem.
-Obie macie racje moje drogie, dlatego dziś to
ja szykuje posiłki.-odezwał się Kell, zjawiając się nagle w kuchni-Gdzie
podziałaś Arthura, co?
Zapomniałam
wspomnieć, że mój chłopak oraz mąż matki bardzo dobrze się ze sobą dogadują.
-Śpi jeszcze. Jeśli nie ma nic ważnego do
zrobienia, to może tak gnić w łóżku nawet cały dzień.
-Wcale że nie! Zazwyczaj wstaje wcześniej,
ktoś musi chłopaków obudzić!-rzucił teatralnie urażony, zaszczycając nas swoją
obecnością.
-Kochanie, nie zapomniałeś czegoś?-zapytałam,
unosząc wysoko brew.
-Nie, wszystko dobrze, mała podpowiedź?
-Gdzie zgubiłeś koszulkę?
-Z tego co pamiętam, została w pokoju,
wcześniej ci to nie przeszkadzało.
-Dobra, rób jak chcesz, jakby co to będę w
ogrodzie.-rzuciłam szybko, po czym wyszłam z domu.
Podwórko
za domem było pięknie urządzone, pełno kolorowych roślin, drzewek owocowych i
duża huśtawka. Przechadzając się po tym cudownym miejscu, miałam ochotę
przemienić się w wilka, gdyż od dwóch tygodni tego nie robiłam i szczerze
mówiąc, aż się do tego rwałam. Zauważyłam małą szczelinkę w pobliskim krzewie,
więc niewiele myśląc, weszłam tam i okazało się, że jest tam sporo miejsca oraz
jest odcięte od reszty ogrodu. Usiadłam na soczyście zielonej trawie i
wsłuchałam się w szum wiatru, gdyż posiadłość była na przedmieściach Chicago,
więc odgłosy miasta słabo tam docierały. Siedziała bym tam dłużej, ale
usłyszałam nawoływania mojej rodzicielki, więc podniosłam się, otrzepałam i
ruszyłam z powrotem do budynku.
-Siadaj szybko, jedzenie zaraz ci
ostygnie.-powiedziała, zajmując swoje miejsce, a ja klapnęłam sobie obok
Arthura. Posiłek zjedliśmy w ciszy, później mój ukochany ogłosił, że możemy zostać
tylko do jutra, gdyż muszę pójść na umówione spotkanie z Aleks. Było mi bardzo
smutno, opuszczać tak szybko mamę, ale teraz liczyło się przede wszystkim dobro dziecka, które pojawiło się tak nagle w
moim życiu.
-A tak w ogóle to mam dziś wizytę u ginekologa,
powie mi w końcu czy to chłopiec, czy dziewczynka!-wtrąciła z podekscytowaniem
mama.
- Stawiam na braciszka, a co ty sądzisz?
-Ja też chciałabym mieć synka, ale
najważniejsze, że zdrowe.
-Za to ja chciałbym córeczkę, są takie
słodkie, byłaby podobna do ciebie i to bardzo.-odezwał się Kellan.
-O której ta wizyta
mamo?
-O 1630 muszę być na miejscu, więc
znając tutejsze korki, musimy wyjechać godzinę wcześniej.
*
Resztę
czasu spędziliśmy na oglądaniu telewizji, leżeniu i jedzeniu. Około pół godziny
przed umówionym czasem postanowiłam się odświeżyć, więc wzięłam świeże ciuchy i
poszłam pod prysznic. Ze skończonym makijażem, rozczesanymi włosami oraz
ubrana, zeszłam do salonu i czekałam na pojawienie się reszty. Całą czwórką
zapakowaliśmy się do auta Kellan’a i ruszyliśmy do prywatnej kliniki. Mama ze swoim partnerem
weszli do gabinetu, a ja oraz Arthur czekaliśmy na nich. Po pewnym czasie
wyszli z pomieszczenia, szeroko się uśmiechając i trzymając za ręce.
-I jak?-odezwałam się szybko, gdy tylko do nas
podeszli.
-Noo więc…będzie chłopiec!-wykrzyknęła
uradowana mama-A poza tym to wszystko w porządku. Mam skierowanie na kolejne
badania i wizytę za miesiąc.
-Gratuluje! Cieszę się razem z
wami.-powiedziałam, posyłając im szeroki uśmiech.
-Teraz chodźmy do galerii, kupimy coś dla
dziecka. Za niedługo nie będziesz mogła odbywać długich podróży, więc pomożesz
mi teraz!-zawołała podekscytowana, po czym pociągnęła mnie za sobą do
samochodu, a nasi mężczyźni podążyli za nami. Pojechaliśmy do największego
centrum handlowego w Chicago i ruszyliśmy na podbój sklepów. Kupiliśmy różnego
rodzaju body(1)(2)(3) i nasi panowie zaciągnęli nas na herbatkę, po której
bezceremonialnie zawieźli do domu. Na miejscu byliśmy koło 1930,
mama z Kellan’em zniknęli na parterze, a
ja oraz mój chłopak zaszyliśmy się w pokoju gościnnym. Po wejściu do niego od
razu rzuciłam się na łóżko, które było bardzo wygodne.
-Uważaj kochanie, teraz musisz być troszkę
ostrożniejsza w tym co robisz.-powiedział Arthur, kładąc się obok mnie i pogładził
mój jeszcze płaski brzuch.
-Nadal to do mnie nie dochodzi, równie dobrze
jakby go tam nie było.
-Nie mów tak, jeszcze będziesz się bardzo
cieszyła, gdy to dziecko pojawi się na świecie.
-Chodźcie, pokaże wam moją niespodziankę dla
Lili.-rzucił uśmiechnięty Kell, wchodząc do pomieszczenia. Skierowaliśmy się do
pokoju obok ich sypialni i to co tam zobaczyłam wprawiło mnie we wzruszenie. Był to śliczny pokoik dziecięcy, mojego młodszego
braciszka, który za jakieś cztery miesiące ma znaleźć się na świecie.
-Jest cudny, sam go urządziłeś?
-Tak. Mam nadzieję, że twojej mamie się
spodoba, jeszcze go nie widziała.-powiedział, drapiąc się po karku.
-To idź i ją tu przyprowadź, my będziemy się
już kładli. Mamy samolot jutro o 900, chcielibyśmy się wyspać.-odezwał
się mój ukochany.
-Oczywiście! Zobaczymy się jutro, odwieziemy
was na lotnisko.-wyszedł zadowolony, po czym my udaliśmy się do sypialni, odświeżyliśmy
i położyliśmy do łóżka.
-Nie chcę ich tu zostawiać, całkiem samych w
takim momencie.-wymamrotałam sennie w klatkę piersiową chłopaka, w którą byłam
wtulona.
-Poradzą sobie, są przecież dorośli, a z
wilkiem nic im nie grozi.
-Jakim wilkiem?
W
tamtym momencie moje powieki zamknęły się i nie miałam szansy usłyszeć jego
odpowiedzi, bo pogrążyłam się w cudownym śnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz