Tekst

Proszę o komentarze. Dla ciebie to tylko chwila, dla mnie ogromna motywacja.

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 6



              Następny dzień zaczęłam od spojrzenia za okno, pogoda była brzydka, padało, wiało. Była godzina 723, wstałam z łóżka, zrobiłam poranne czynności, ubrałam się i zeszłam na dół do kuchni, gdzie siedziała moja mama oraz Kellan.

-Cześć wam, na którą dokładnie jest pogrzeb?

-Mamy niecałe dwie godziny, skarbie, wiesz że przyjeżdża rodzina taty, prawda?

-Przecież to oczywiste, że przyjadą, tylko gdzie my ich pomieścimy? W tym domu są cztery gościnne sypialnie, babcia Annie z dziadkiem Paulem, Louis z Sebastianem i córką Anastazją, Dawid oraz Sabina z małym Gabrielem. Nie zapominajmy o Perry i jej mężu Adrianie, nawet jeśli wujek weźmie do siebie Gabrysia, to kuzynka nie będzie w wieku piętnastu lat spać z rodzicami, no błagam, zwłaszcza ona…

-Nikt więcej nie będzie tu nocować, bo znaleźli sobie miejsca w hotelu, ale obawiam się, że będziesz dzielić pokój z kuzynką Aną.-przerwała mi mama szybko.

-Jakoś wytrzymam, co na śniadanie?

                Usiadłam z nimi przy stole, zjadłam pyszne naleśniki i usłyszałam dzwonek do drzwi, na co Kellan udał się otworzyć. Po chwili do kuchni wleciało sześciu chłopaków, stanęli przede mną i zaczęli się przekrzykiwać.

-Hej chłopcy, nic nie rozumiem jak mówicie jednocześnie!-rzuciłam podniesionym głosem, na co wszyscy zamilkli.

-Ja powiem!-warknął w kierunku reszty Arthur-No więc, twój nowy pokój jest gotowy do zamieszkania! Wyrobiliśmy się w kilka godzin, nawet teraz możesz  przenieść część swoich rzeczy.

                Nie powiem, zrobili mi wielką niespodziankę, więc gdy w końcu się ocknęłam, przytuliłam każdego po kolei i dałam im po buziaku w policzek. Pomimo ostatnich wydarzeń nie potrafiłam się smucić, wszystko to zawdzięczałam tym słodkim idiotom oraz mamie i jej mężowi. Posiedzieliśmy jakiś czas razem, po czym przyjechała rodzina i musieliśmy ich rozlokować. Chłopcy jednogłośnie stwierdzili, że jeszcze dziś się do nich wprowadzam, niektórzy z przybyłych mieli mi za złe mój dobry humor, ale dali mi w końcu spokój. Kuzynka Anastazja śliniła się na widok moich kolegów, na nieszczęście Seth’a, właśnie on najbardziej jej się spodobał i młoda zasypywała go milionami pytań, na które nie chciał odpowiadać. Równo o 930 wszyscy wsiedliśmy  do samochodów i pojechaliśmy pod kościół, po czym przesiedzieliśmy pewien czas w środku. Osobiście nie byłam zbytnio wierząca, a ostatnie wydarzenia tylko to spotęgowały, więc słabo pamiętam słowa księdza. Gdy nabożeństwo się skończyło, ruszyliśmy na cmentarz, by złożyć ciało Sebastiana Cole’a w grobie rodzinnym. Po wszystkim podeszli do mnie moi przyjaciele, zdziwił ich widok mnie i sześciu chłopców, z którymi w tamtej chwili rozmawiałam.

-Cześć Ami, przykro mi z powodu twojego taty.-powiedziała Lena.

-Mi też przykro, a teraz musimy już iść, obiad rodzinny.-rzuciłam, po czym odwróciłam się z zamiarem odejścia, ale ktoś chwycił mnie za rękę.

 -Czekaj kicia, nadal się gniewasz za wtedy?-odezwał się Logan.

-Ja się nie gniewam, tylko najnormalniej w świecie chcę przełożyć naszą rozmowę na inny dzień, ale skoro tak bardzo ci na tym zależy to proszę.  Nie liczysz się z moim zdaniem, jak ja mam ci w ogóle zaufać, powiedz mi, nie mogę być z chłopakiem, który robi co mu się żywnie podoba, pomimo że mówiłam abyśmy z tym poczekali.

-Co ty masz na myśli mała?-zapytał ze zmartwioną miną.

-W kulturalny sposób z tobą zrywam, a co, wolał byś dostać sms’a?

-Ale ty nie możesz!-rzucił wściekły.

-Wydaje mi się, że Amanda ci wytłumaczyła wszystko, więc łaskawie pozwól nam w końcu odejść, a nie robisz z siebie idiotę.-wtrącił się do rozmowy Arthur, całkowicie spokojnym głosem.

                Logana widać zatkało, tak samo jak pozostałą dwójkę, dzięki czemu nasza siódemka poszła do samochodu i odjechaliśmy do mojego domu rodzinnego. Na miejscu przywitałam się z rodziną i przedstawiłam im chłopców, po czym zjedliśmy obiad. Wszystko trwało do jakiejś 1930, kiedy to większość gości zaczęła się zbierać, a ja spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do trzech walizek i zaczęłam żegnać się z tymi, którzy zostawali na noc.

-Zobaczymy się jutro córeczko, wieczorem wyjeżdżamy więc będziemy miały kilka godzin dla siebie. Wybierzemy się na zakupy!-powiedziała mi na ucho mama, po czym zrobiła miejsce dla reszty.

-Wiesz co kuzyneczko? Chyba będę cię częściej odwiedzała, takie ciacha i ty jedna w domu, to jest nie sprawiedliwe.-jęknęła Anastazja.

-Pogadamy jak skończysz osiemnastkę, młoda.

-A właśnie!-wykrzyknęła, po czym odkleiła się ode mnie i poleciała do rodziców.

-Amando, chcieliśmy ci dać teraz prezent, bo mieliśmy go wysłać, ale tak się złożyło,  więc proszę. Wszystkiego najlepszego kochanie!-powiedziała ciocia Louis, po czym wyściskała mnie mocno.

           Tak oto do nowego domu jechałam z czteroma prezentami, które postanowiłam otworzyć później. Szybko dojechaliśmy na miejsce, wysiedliśmy i weszliśmy do środka, gdzie przywitał nas spory bałagan.
-Wiliam!!!-krzyknęli wszyscy razem.
                Po chwili ze schodów zbiegł brat Seth’a, razem z moim psem, który wesoło merdał ogonem i zatrzymali się przed nami.
-Coś ty narobił!?-rzucił wściekły Simon.
-Bawiłem się z Betą i trochę nas poniosło, przepraszam.


-Spokojnie Will, nic takiego się przecież nie stało, dziękuje że znalazłeś dla niego imię, bo jakoś o tym zapomniałam. Chodź, pomożesz mi rozpakować prezenty, a później pomogę ci  posprzątać, co ty na to?
-W drogę!-wykrzyknął chłopiec i poleciał szybko na górę.
                Reszta tylko na mnie dziwnie spojrzała, po czym rozeszli się do innych pomieszczeń, a ja pobiegłam za małym. Siedział on w jednym z pokoi, który nie wyglądał na zamieszkany przez chłopaka.
-Czyj to pokój?
-Twój Ama, całą noc go robiliśmy i poprzednią też. Pokaż prezenty.

               Zajęliśmy się najpierw paczką od babci, znajdował się tam srebrny łańcuszek z otwieranym medalionem, do którego można było włożyć zdjęcie, później był nowy laptop,  szklany posążek z różą  ,a na koniec zestaw czarnej, koronkowej bielizny, której nie miałam zamiaru zakładać. Przy tym ostatnim wyrwałam pudełko z rąk Willa i szybko schowałam do szafy, by nie zorientował się o co chodzi. Po rozpakowaniu udaliśmy się razem na dół by wreszcie posprzątać bałagan, reszta mieszkańców siedziała w salonie przed telewizorem i oglądała jakiś film. Uwinęliśmy się szybko, więc mały poszedł do chłopaków, a ja zajęłam się rozpakowywaniem swoich rzeczy. Około godziny 2313, kiedy już wszystko było na swoich miejscach, do sypialni przyszedł Arthur i rozłożył się na moim łóżku.
-Mamy z chłopakami taką sprawę, nie psuj nam młodszego brata, co? Zazwyczaj trzymamy go z dala od dziewczyn, w tym domu trzymamy jako taką dyscyplinę, a ty go rozpieszczasz.

-Ale przecież jest czysto, poza tym małemu należy się trochę kobiecej obecności  jak każdemu innemu dziecku. Poza tym nie mów mi co mam robić.
-Jak będziesz miała kiedyś dzieci to będą strasznie rozpieszczone, współczuje przyszłemu mężowi. A tak w ogóle to dobranoc, jutro będziesz na zakupach, a po nich zrobimy ci trening, będziemy mieli gościa o 1700.-powiedział po czym wyszedł z pokoju, a ja wzięłam prysznic, ubrałam i szybko zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz