Następny dzień zaczęłam od spojrzenia za okno,
pogoda była brzydka, padało, wiało. Była godzina 723, wstałam z
łóżka, zrobiłam poranne czynności, ubrałam się i zeszłam na dół do kuchni,
gdzie siedziała moja mama oraz Kellan.
-Cześć wam, na którą dokładnie jest pogrzeb?
-Mamy niecałe dwie godziny, skarbie, wiesz że przyjeżdża
rodzina taty, prawda?
-Przecież to oczywiste, że przyjadą, tylko
gdzie my ich pomieścimy? W tym domu są cztery gościnne sypialnie, babcia Annie
z dziadkiem Paulem, Louis z Sebastianem i córką Anastazją, Dawid oraz Sabina z
małym Gabrielem. Nie zapominajmy o Perry i jej mężu Adrianie, nawet jeśli wujek
weźmie do siebie Gabrysia, to kuzynka nie będzie w wieku piętnastu lat spać z
rodzicami, no błagam, zwłaszcza ona…
-Nikt więcej nie będzie tu nocować, bo
znaleźli sobie miejsca w hotelu, ale obawiam się, że będziesz dzielić pokój z
kuzynką Aną.-przerwała mi mama szybko.
-Jakoś wytrzymam, co na śniadanie?
Usiadłam
z nimi przy stole, zjadłam pyszne naleśniki i usłyszałam dzwonek do drzwi, na
co Kellan udał się otworzyć. Po chwili do kuchni wleciało sześciu chłopaków, stanęli
przede mną i zaczęli się przekrzykiwać.
-Hej chłopcy, nic nie rozumiem jak mówicie
jednocześnie!-rzuciłam podniesionym głosem, na co wszyscy zamilkli.
-Ja powiem!-warknął w kierunku reszty
Arthur-No więc, twój nowy pokój jest gotowy do zamieszkania! Wyrobiliśmy się w
kilka godzin, nawet teraz możesz
przenieść część swoich rzeczy.
Nie
powiem, zrobili mi wielką niespodziankę, więc gdy w końcu się ocknęłam,
przytuliłam każdego po kolei i dałam im po buziaku w policzek. Pomimo ostatnich
wydarzeń nie potrafiłam się smucić, wszystko to zawdzięczałam tym słodkim
idiotom oraz mamie i jej mężowi. Posiedzieliśmy jakiś czas razem, po czym
przyjechała rodzina i musieliśmy ich rozlokować. Chłopcy jednogłośnie
stwierdzili, że jeszcze dziś się do nich wprowadzam, niektórzy z przybyłych
mieli mi za złe mój dobry humor, ale dali mi w końcu spokój. Kuzynka Anastazja
śliniła się na widok moich kolegów, na nieszczęście Seth’a, właśnie on najbardziej
jej się spodobał i młoda zasypywała go milionami pytań, na które nie chciał
odpowiadać. Równo o 930 wszyscy wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy pod kościół, po
czym przesiedzieliśmy pewien czas w środku. Osobiście nie byłam zbytnio
wierząca, a ostatnie wydarzenia tylko to spotęgowały, więc słabo pamiętam słowa
księdza. Gdy nabożeństwo się skończyło, ruszyliśmy na cmentarz, by złożyć ciało
Sebastiana Cole’a w grobie rodzinnym. Po wszystkim podeszli do mnie moi
przyjaciele, zdziwił ich widok mnie i sześciu chłopców, z którymi w tamtej
chwili rozmawiałam.
-Cześć Ami, przykro mi z powodu twojego taty.-powiedziała
Lena.
-Mi też przykro, a teraz musimy już iść, obiad
rodzinny.-rzuciłam, po czym odwróciłam się z zamiarem odejścia, ale ktoś
chwycił mnie za rękę.
-Czekaj
kicia, nadal się gniewasz za wtedy?-odezwał się Logan.
-Ja się nie gniewam, tylko najnormalniej w
świecie chcę przełożyć naszą rozmowę na inny dzień, ale skoro tak bardzo ci na
tym zależy to proszę. Nie liczysz się z
moim zdaniem, jak ja mam ci w ogóle zaufać, powiedz mi, nie mogę być z chłopakiem,
który robi co mu się żywnie podoba, pomimo że mówiłam abyśmy z tym poczekali.
-Co ty masz na myśli mała?-zapytał ze
zmartwioną miną.
-W kulturalny sposób z tobą zrywam, a co, wolał
byś dostać sms’a?
-Ale ty nie możesz!-rzucił wściekły.
-Wydaje mi się, że Amanda ci wytłumaczyła
wszystko, więc łaskawie pozwól nam w końcu odejść, a nie robisz z siebie
idiotę.-wtrącił się do rozmowy Arthur, całkowicie spokojnym głosem.
Logana
widać zatkało, tak samo jak pozostałą dwójkę, dzięki czemu nasza siódemka
poszła do samochodu i odjechaliśmy do mojego domu rodzinnego. Na miejscu
przywitałam się z rodziną i przedstawiłam im chłopców, po czym zjedliśmy obiad.
Wszystko trwało do jakiejś 1930, kiedy to większość gości zaczęła
się zbierać, a ja spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do trzech walizek i zaczęłam
żegnać się z tymi, którzy zostawali na noc.
-Zobaczymy się jutro córeczko, wieczorem wyjeżdżamy
więc będziemy miały kilka godzin dla siebie. Wybierzemy się na
zakupy!-powiedziała mi na ucho mama, po czym zrobiła miejsce dla reszty.
-Wiesz co kuzyneczko? Chyba będę cię częściej
odwiedzała, takie ciacha i ty jedna w domu, to jest nie sprawiedliwe.-jęknęła
Anastazja.
-Pogadamy jak skończysz osiemnastkę, młoda.
-A właśnie!-wykrzyknęła, po czym odkleiła się
ode mnie i poleciała do rodziców.
-Amando, chcieliśmy ci dać teraz prezent, bo
mieliśmy go wysłać, ale tak się złożyło, więc proszę. Wszystkiego najlepszego
kochanie!-powiedziała ciocia Louis, po czym wyściskała mnie mocno.
Tak oto do nowego domu jechałam z czteroma
prezentami, które postanowiłam otworzyć później. Szybko dojechaliśmy na miejsce,
wysiedliśmy i weszliśmy do środka, gdzie przywitał nas spory bałagan.
-Wiliam!!!-krzyknęli wszyscy razem.
Po
chwili ze schodów zbiegł brat Seth’a, razem z moim psem, który wesoło merdał
ogonem i zatrzymali się przed nami.
-Coś ty narobił!?-rzucił wściekły Simon.
-Bawiłem się z Betą i trochę nas poniosło,
przepraszam.
-Spokojnie Will, nic takiego się przecież nie
stało, dziękuje że znalazłeś dla niego imię, bo jakoś o tym zapomniałam. Chodź,
pomożesz mi rozpakować prezenty, a później pomogę ci posprzątać, co ty na to?
-W drogę!-wykrzyknął chłopiec i poleciał
szybko na górę.
Reszta
tylko na mnie dziwnie spojrzała, po czym rozeszli się do innych pomieszczeń, a
ja pobiegłam za małym. Siedział on w jednym z pokoi, który nie wyglądał na
zamieszkany przez chłopaka.
-Czyj to pokój?
-Twój Ama, całą noc go robiliśmy i poprzednią też.
Pokaż prezenty.
Zajęliśmy się najpierw paczką od babci,
znajdował się tam srebrny łańcuszek z otwieranym medalionem, do którego można było
włożyć zdjęcie, później był nowy laptop, szklany posążek z różą ,a na koniec zestaw czarnej,
koronkowej bielizny, której nie miałam zamiaru zakładać. Przy tym ostatnim
wyrwałam pudełko z rąk Willa i szybko schowałam do szafy, by nie zorientował
się o co chodzi. Po rozpakowaniu udaliśmy się razem na dół by wreszcie posprzątać
bałagan, reszta mieszkańców siedziała w salonie przed telewizorem i oglądała
jakiś film. Uwinęliśmy się szybko, więc mały poszedł do chłopaków, a ja zajęłam
się rozpakowywaniem swoich rzeczy. Około godziny 2313, kiedy już
wszystko było na swoich miejscach, do sypialni przyszedł Arthur i rozłożył się
na moim łóżku.
-Mamy z chłopakami taką sprawę, nie psuj nam
młodszego brata, co? Zazwyczaj trzymamy go z dala od dziewczyn, w tym domu
trzymamy jako taką dyscyplinę, a ty go rozpieszczasz.
-Ale przecież jest czysto, poza tym małemu należy
się trochę kobiecej obecności jak
każdemu innemu dziecku. Poza tym nie mów mi co mam robić.
-Jak będziesz miała kiedyś dzieci to będą
strasznie rozpieszczone, współczuje przyszłemu mężowi. A tak w ogóle to
dobranoc, jutro będziesz na zakupach, a po nich zrobimy ci trening, będziemy
mieli gościa o 1700.-powiedział po czym wyszedł z pokoju, a ja
wzięłam prysznic, ubrałam i szybko zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz