Nigdy nie sądziłam, że mogę bać się własnego
ojca, ale ten dzień właśnie nadszedł. Zaczął
obmacywać całe moje ciało, całować po szyi, dekolcie. Nagle zamiast strachu,
moim umysłem zawładnęła wściekłość, oddech stał się urywany i trzęsły ręce. Nie
wiem nawet kiedy w tym całym chaosie, uwolniłam się z uścisku ojca, zauważyłam tylko,
że znajduje się w salonie. Odwróciłam się w stronę kuchni i to co tam
zobaczyłam miało mnie nawiedzać w snach do końca mojego życia. Mój prześladowca
(a raczej to co z niego zostało) leżał na podłodze w kałuży krwi, na podłodze
widać było duże ślady psich łap, które prowadziły do miejsca, w którym stałam. Spojrzałam
w dół i zobaczyłam, że zamiast rąk oraz nóg mam wilcze łapy. Przerażona, wybiegłam
z domu, nie zatrzymując się i brnąc w ciemny las. Zanim do niego wbiegłam,
spojrzałam w niebo i ujrzałam księżyc w pełni, który mnie dziwnie przyciągał.
Będąc
już głęboko w gęstwinie drzew, usłyszałam głośny szelest krzewów i stukot
kończyn uderzających o ściółkę. Rozglądałam się chwilkę, po czym ustaliwszy
źródło dźwięku zbliżyłam się do niego i zaczęłam warczeć. Po chwili z krzaków
wyłonił się całkiem przystojny brunet, dobrze zbudowany i wyglądało na to, że
się mnie nie boi, gdyż podszedł bardzo blisko, ciągle się uśmiechając. Poddałam
się jakiemuś dziwnemu instynktowi i zjeżyłam się, warcząc głośniej niż do tej
pory.
-Witaj, chciałbym cię poinformować, że właśnie
wtargnąłeś na nasz teren, więc jako alfa proszę cię o opuszczenie naszego
terytorium.
Nie
mogłam mu nic odpowiedzieć, z oczywistych powodów, więc obróciłam się wokół
własnej osi i usiadłam na miejsce, przekrzywiając głowę w bok. Chwile później
usłyszałam kilka, głośnych śmiechów, których właścicielami byli ludzie,
siedzący w krzakach.
-Stary, ale się przejął!
-Zawsze mówiłem, że umie zanudzić każdego!
-Zamknijcie się z łaski
swojej, bo wypróbuje na was moc alfy!-rzucił, chłopak stojący przede mną-Dla
waszej wiadomości panowie, to jest świerzynka. Ciesz się Nick, nie będziesz najmłodszy.
Nie rozumiałam, o
co im chodziło, ale raczej nie byli niebezpieczni i wiedzieli co takiego się ze
mną stało.
-Wiesz jak się z
powrotem przemienić?-zwrócił się do mnie brunet, na co tylko pokiwałam głową na
„nie”-Okej, to teraz się nie ruszaj i pod żadnym pozorem nie atakuj. Niall, rzuć
mi jakiś koc dla naszego gościa…dzięki!
Zaczął się do mnie przybliżać,
trzymając przed sobą dość sporych rozmiarów, cienki materiał, przez co ja cofałam
się.
-Simon, Michael,
tyły!-rzucił a dwóch osiłków stanęło za mną.
Byłam w pułapce,
czułam to całą sobą, walczyłam z instynktem, lecz gdy ten cały przywódca
podszedł za blisko, zamachnęłam się w jego kierunku łapą, przez co poleciał kilka
metrów dalej i uderzył w drzewo. Jego koledzy w tym czasie, w którym byłam
zdezorientowana, obezwładnili mnie i czekali aż tamten się pozbiera. Brunet podszedł
do nas kulejąc, z poszarpanym podkoszulkiem, nie zważając na moje protesty, do
tchnął palcami miejsca pomiędzy lewym uchem, a szczęką. Poczułam dziwny spokój i po chwili leżałam
przed kilkoma, nieznanymi mi chłopakami, okryta tylko tym całym kocem.
-Wow! To dziewczyna!-wykrzyknął
uśmiechnięty blondyn.
-Witamy w rodzinie
siostra! Co nasze, to też i twoje.-wtrącił jakiś brunet.
-Nie często
dziewczyną udaje się dożyć do przemiany, jesteś jednym z wyjątków, pewnie od
urodzenia nie?-odezwał się inny.
-Spokojnie chłopcy,
dajcie dziewczynie odsapnąć. Jestem Arthur alfa Watahy Północy. Jak się czujesz mała?-zapytał ich przywódca, a
do mnie dotarło co takiego się stało i zaczęłam płakać.
Reszta nagle ucichła, słychać
było tylko odgłosy lasu i moje łkanie. Kilka minut później, gdy nadal płakałam,
ktoś wziął mnie na ręce i gdzieś mnie niósł, a reszta dreptała za nami. W końcu po dłuższej chwili znaleźliśmy się
blisko jakiegoś domu, po czym weszliśmy do środka i osoba która mnie niosła
posadziła mnie na kanapie w salonie.
-Spokojnie mała,
daj rękę na chwile.-powiedział Arthur, podałam mu rękę, a on mnie ugryzł.-Ciii…to
tylko taka formalność odnośnie przynależności
do sfory, poza tym już nic niema spójrz.-wskazał na miejsce, w którym była rana
po jego ugryzieniu, trafnie powiedziane była, bo teraz nic nie widziałam.-Okej,
to teraz zaniosę cię do pokoju i dam ubrania, bo nie chcesz paradować przed
nami całkowicie naga.-rzucił szybko, podniósł mnie i ruszył schodami na piętro.
Po kilku minutach weszliśmy do ładnej sypialni, która chyba należała do niego,
posadził mnie na łóżku i podszedł do szafy, po czym podał mi zestaw ubrań.
-Tam jest łazienka,
jakbyś czegoś potrzebowała to wołaj, muszę porozmawiać z resztą i nie przejmuj się
ojcem, nikt ci niczego nie zarzuci.-powiedział i wyszedł z pomieszczenia, a ja
udałam się do łazienki.
Wzięłam prysznic,
ubrałam się w rzeczy, które pożyczył mi chłopak, po czym wróciłam do pokoju,
położyłam na łóżku i czekając aż Arthur wróci, zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz