Tekst

Proszę o komentarze. Dla ciebie to tylko chwila, dla mnie ogromna motywacja.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 4



               Nigdy nie sądziłam, że mogę bać się własnego ojca, ale ten dzień właśnie nadszedł.  Zaczął obmacywać całe moje ciało, całować po szyi, dekolcie. Nagle zamiast strachu, moim umysłem zawładnęła wściekłość, oddech stał się urywany i trzęsły ręce. Nie wiem nawet kiedy w tym całym chaosie, uwolniłam się z uścisku ojca, zauważyłam tylko, że znajduje się w salonie. Odwróciłam się w stronę kuchni i to co tam zobaczyłam miało mnie nawiedzać w snach do końca mojego życia. Mój prześladowca (a raczej to co z niego zostało) leżał na podłodze w kałuży krwi, na podłodze widać było duże ślady psich łap, które prowadziły do miejsca, w którym stałam. Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że zamiast rąk oraz nóg mam wilcze łapy. Przerażona, wybiegłam z domu, nie zatrzymując się i brnąc w ciemny las. Zanim do niego wbiegłam, spojrzałam w niebo i ujrzałam księżyc w pełni, który mnie dziwnie przyciągał. 
                  Będąc już głęboko w gęstwinie drzew, usłyszałam głośny szelest krzewów i stukot kończyn uderzających o ściółkę. Rozglądałam się chwilkę, po czym ustaliwszy źródło dźwięku zbliżyłam się do niego i zaczęłam warczeć. Po chwili z krzaków wyłonił się całkiem przystojny brunet, dobrze zbudowany i wyglądało na to, że się mnie nie boi, gdyż podszedł bardzo blisko, ciągle się uśmiechając. Poddałam się jakiemuś dziwnemu instynktowi i zjeżyłam się, warcząc głośniej niż do tej pory.
-Witaj, chciałbym cię poinformować, że właśnie wtargnąłeś na nasz teren, więc jako alfa proszę cię o opuszczenie naszego terytorium.
                Nie mogłam mu nic odpowiedzieć, z oczywistych powodów, więc obróciłam się wokół własnej osi i usiadłam na miejsce, przekrzywiając głowę w bok. Chwile później usłyszałam kilka, głośnych śmiechów, których właścicielami byli ludzie, siedzący w krzakach.
-Stary, ale się przejął!
-Zawsze mówiłem, że umie zanudzić każdego!
-Zamknijcie się z łaski swojej, bo wypróbuje na was moc alfy!-rzucił, chłopak stojący przede mną-Dla waszej wiadomości panowie, to jest świerzynka.  Ciesz się Nick, nie będziesz najmłodszy.

               Nie rozumiałam, o co im chodziło, ale raczej nie byli niebezpieczni i wiedzieli co takiego się ze mną stało.

-Wiesz jak się z powrotem przemienić?-zwrócił się do mnie brunet, na co tylko pokiwałam głową na „nie”-Okej, to teraz się nie ruszaj i pod żadnym pozorem nie atakuj. Niall, rzuć mi jakiś koc dla naszego gościa…dzięki!
                Zaczął się do mnie przybliżać, trzymając przed sobą dość sporych rozmiarów, cienki materiał, przez co ja cofałam się.
-Simon, Michael, tyły!-rzucił a dwóch osiłków stanęło za mną.

               Byłam w pułapce, czułam to całą sobą, walczyłam z instynktem, lecz gdy ten cały przywódca podszedł za blisko, zamachnęłam się w jego kierunku łapą, przez co poleciał kilka metrów dalej i uderzył w drzewo. Jego koledzy w tym czasie, w którym byłam zdezorientowana, obezwładnili mnie i czekali aż tamten się pozbiera. Brunet podszedł do nas kulejąc, z poszarpanym podkoszulkiem, nie zważając na moje protesty, do tchnął palcami miejsca pomiędzy lewym uchem, a szczęką.  Poczułam dziwny spokój i po chwili leżałam przed kilkoma, nieznanymi mi chłopakami, okryta tylko tym całym kocem.

-Wow! To dziewczyna!-wykrzyknął uśmiechnięty blondyn.
-Witamy w rodzinie siostra! Co nasze, to też i twoje.-wtrącił jakiś brunet.
-Nie często dziewczyną udaje się dożyć do przemiany, jesteś jednym z wyjątków, pewnie od urodzenia nie?-odezwał się inny.

-Spokojnie chłopcy, dajcie dziewczynie odsapnąć. Jestem Arthur alfa Watahy Północy.  Jak się czujesz mała?-zapytał ich przywódca, a do mnie dotarło co takiego się stało i zaczęłam płakać.
                Reszta nagle ucichła, słychać było tylko odgłosy lasu i moje łkanie. Kilka minut później, gdy nadal płakałam, ktoś wziął mnie na ręce i gdzieś mnie niósł, a reszta dreptała za nami.  W końcu po dłuższej chwili znaleźliśmy się blisko jakiegoś domu, po czym weszliśmy do środka i osoba która mnie niosła posadziła mnie na kanapie w salonie.

-Spokojnie mała, daj rękę na chwile.-powiedział Arthur, podałam mu rękę, a on mnie ugryzł.-Ciii…to tylko  taka formalność odnośnie przynależności do sfory, poza tym już nic niema spójrz.-wskazał na miejsce, w którym była rana po jego ugryzieniu, trafnie powiedziane była, bo teraz nic nie widziałam.-Okej, to teraz zaniosę cię do pokoju i dam ubrania, bo nie chcesz paradować przed nami całkowicie naga.-rzucił szybko, podniósł mnie i ruszył schodami na piętro. Po kilku minutach weszliśmy do ładnej sypialni, która chyba należała do niego, posadził mnie na łóżku i podszedł do szafy, po czym podał mi zestaw ubrań.
-Tam jest łazienka, jakbyś czegoś potrzebowała to wołaj, muszę porozmawiać z resztą i nie przejmuj się ojcem, nikt ci niczego nie zarzuci.-powiedział i wyszedł z pomieszczenia, a ja udałam się do łazienki.

           Wzięłam prysznic, ubrałam się w rzeczy, które pożyczył mi chłopak, po czym wróciłam do pokoju, położyłam na łóżku i czekając aż Arthur wróci, zasnęłam.  





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz