Tekst

Proszę o komentarze. Dla ciebie to tylko chwila, dla mnie ogromna motywacja.

środa, 22 lipca 2015

Rozdział 21



                Od dwóch dni nie odzywam się do Arthura, nie jest to  dla mnie łatwe, ale jak sobie pomyśle, że prawdopodobnie ma kogoś na boku to wszystko mija. Ukojenie daje mi braciszek, na którym mama uczy mnie jak postępować z dzieckiem, dzięki czemu dam sobie później radę.

                Tak więc siedziałam właśnie w pokoju malca, gdyż obiecałam mamie, zajęcie się nim, podczas ich nieobecności i karmiłam go z butelki, gdy do pomieszczenia wtargnął Wolf.

-Dalej się do mnie nie odzywasz?...Jak sobie chcesz, tylko zejdź na dół, bo jest zebranie.-powiedział obojętnie, po czym wyszedł.

                Skończyłam karmić Chrisa i wzięłam go ze sobą do salonu, gdzie siedzieli wszyscy chłopcy. Gdy zajęłam swoje miejsce pomiędzy Seth’em, a Michaelem, mój chłopak zabrał głos.

-Jutro wracamy do Cumberland, a dwa dni później przenosimy się całkowicie do  Glasgow w stanie Wirginia. Samolot jest jutro o 1500, powinniśmy zdążyć się spakować i pozałatwiać swoje sprawy.

-Czemu się przenosimy?-zapytał Simon.

-W miasteczku byłoby podejrzane, gdyby do naszego domu sprowadziło się więcej osób, poza tym zawsze można się natchnąć na dawne towarzystwo Amandy, które byłoby zaciekawione dzieckiem.

                Miałam dość tej całej rozmowy, więc wstałam i wyszłam do pokoiku braciszka, gdzie spędziłam resztę dnia, nie licząc wizyt w łazience oraz krótkiego spaceru po ogrodzie. Po uśpieniu malca około 2100, położyłam się na niewielkiej kanapie, która stała w pomieszczeniu i sama oddałam się w objęcia Morfeusza.

*

                Obudził mnie płacz dziecka, które najwyraźniej już wstało, więc i ja musiałam. Podniosłam się z posłania, byłam cała obolała i musiałam udać się do łazienki, ale najpierw zajęłam się chłopcem. Po zrobieniu porannych czynności, ubrałam się, po czym wraz z Chrisem zeszłam do kuchni, by podać mu mleko. Przy kuchence urzędował właśnie Seth, a jego chłopak spokojnie sączył sobie kawę, ich spojrzenia od razu powędrowały w moją stronę, a Mike podszedł i wystawił ręce.

-Daj mi małego, powinnaś jeszcze spać, to nie zdrowe dla małej i ciebie tak się teraz przemęczać.

-Mojej córeczce nic się nie stanie, jest silna, a jeśli się nie mylę to za kilka godzin mamy samolot, muszę jeszcze pogadać z mamą i spakować walizkę.

-Bagażem to się na pewno Arthur zajął, w ogóle ostatnio między wami są jakieś zgrzyty i martwi nas to bardzo. Moglibyśmy jakoś pomóc?-wtrącił z widocznym zmartwieniem Brion.

-Tu nikt nie pomoże. Cieszcie się swoim związkiem dopóki jeszcze możecie. Ale tak z innej strony, co na śniadanie wirtuozie patelni?-zmieniłam temat, oddając dziecko i siadając na taborecie.
-Na co księżniczki mają ochotę?
-Zjadłybyśmy naleśniki z nutellą i bitą śmietaną polane sosem czekoladowym, do tego kubek świeżej mięty.
-Już się robi, skoczę tylko po herbatę do ogródka. Nie ruszaj się z tego krzesła.-ostrzegł przyjaciel, po czym wypadł biegiem z pomieszczenia.
                Gdy wszyscy zjedli, porozmawiałam z rodzicielką i nakazałam Kellan’owi dbać o Chrisa oraz Lili, wsiedliśmy do taksówek, by udać się na lotnisko. Odprawa trwała nadzwyczaj krótko, tak więc szybko znaleźliśmy się w samolocie i po kilku godzinach byliśmy w domu. Wchodząc do budynku, poczułam obcą woń, więc napięłam mięśnie, a z moich ust wydobył się groźny warkot.

5 komentarzy: