Tekst

Proszę o komentarze. Dla ciebie to tylko chwila, dla mnie ogromna motywacja.

wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 18

       Siedziałem właśnie w salonie, przygotowując się do walki z własnym bratem. Jeszcze kilka miesięcy temu, gdy nie miałem ukochanej dziewczyny, nie zrobił bym mu krzywdy, ale teraz myślałem o Amandzie i naszej małej córeczce. Nie pozwolę, by  Alan coś im zrobił i jeśli mam poświęcić swoje życie w ich obronie to, zrobię to. 
       Mam świadomość tego, że przeciwnik jest ode mnie silniejszy i bardziej doświadczony w walce, ale ma on również kilka słabych punktów, które będę starał się wykorzystać.
        Gdy nastał czas pojedynku, zarzuciłem na siebie luźne, stare ciuchy i udałem się na polanę w głębi lasu, który był nadal moim terytorium. Wychodząc na otwartą przestrzeń, rozglądałem się przezornie po całym otoczeniu. Po drugiej stronie, oparty nonszalancko o drzewo stał mój najgorszy wróg, a zarazem brat, otoczony przez członków swojego stada. Zauważywszy mnie, warknął na swoich towarzyszy, którzy spojrzeli w moim kierunku, posyłając wredne uśmieszki. 
-Jednak przyszedłeś, już myślałem, że zwiałeś razem z tą bandą kretynów, którą masz za swoje stado. Wszyscy cię opuścili, co Artur? Nawet ta laska, puszczająca się z każdym. Powiedz braciszku, jak to jest, że przejmujesz się nią i tym jej bękartem?-rzucił złośliwie, na co odpowiedziałem mu tylko warknięciem.
-Nie waż się obrażać moich bliskich, do których ty się nie zaliczasz. Zacznijmy w końcu tą walkę, bym mógł dołączyć do mojej watachy.-wysyczałem, ściągając koszulkę przez głowę.
-Jak sobię życzysz młody, ale nie licz na wygraną, co najwyrzej cię oszczędzę i będziesz moim podwładnym, a twoja cizia oraz bachor będą się przede mną płaszczyć.
     Tego tekstu nie mogłem już zignorować, nie kłopocząc się zdejmowaniem spodni, przemieniłem się w brązowego wilka i kłapnąłem zębami, przybierając postawę bojową. Chłopak zaśmiał się, spojrzał na mnie z pogardą i uczynił to samo co ja. W postaci wilków byliśmy niemal identyczni i zwykły obserwator nie zauważył by różnicy, ale ona była-oczy. Moje były bardziej podchodzące pod błękit, jego stalowo-szare, zimne, z lekkim obłędem się w nich malującym. 
        Zaczęliśmy krążyć wokół siebie, próbując wychwycić słabe strony przeciwnika, to była również walka na spojrzenia, kto pierwszy zaatakuje, straci panowanie. Ktoś z całej zgrai rzucił jakimś tekstem, który wyraźnie nie spodobał się mojemu bratu, dzięki czemu stracił na chwilę koncentrację, co szybko wykorzystałem, atakując go. Zdążyłem drasnąć łapią jego grzbiet, po czym odsunąć się na bezpieczną odległość, lecz byłem zbyt wolny, by odeprzeć jego atak, co przypłaciłem raną na zadzie. Zwarliśmy się w jeden kotłujący się kłąb, jeden gryzł drugiego, tarzaliśmy się po polanie, a poza naszymi warknięciami i piskami nie było słychać nic. Publiczność z zapartym tchem oglądała naszą bitwę, zastanawiając się, kto wygra. I w pewnym momencie popełniłem błąd...



Amanda POV
   
    Siedziałam właśnie w salonie razem z mamą, ojczymem, bratem oraz Willem i Simon'em, gdy odczułam straszny ból w okolicy serca. Nie miałam pojęcia co się stało, ale rozglądając się po pomieszczeniu, gdy już mi przeszło, zauważyłam, że nie tylko ja miałam jakiś atak. Crush nagle pobladł, a w następnej chwili do pokoju wpadła cała reszta watachy, która również była roztrzęsiona.
-Co to było?-zapytałam cienkim głosikiem, patrząc na wszystkich po kolei.
-Więź między członkami stada została przerwana.-odpowiedział Michael, co od razu mnie przeraziło.
-Jak to przerwana?
-Uspokój się Amando, to jeszcze nic nie znaczy.-próbował złagodzić sytuację Kellan, ale po moich policzkach i tak zaczęły lecieć łzy. 
-Ciiii..Spokojnie Amy, no już, będzie dobrze maleńka.-mówił troskliwie Seth, biorąc mnie w swoje ramiona i pozwalając wypłacać w swoją koszulkę. 


Następnego dnia



       Nie mieliśmy żadnych wieści od Arthura od czasu naszego wyjazdu, osobiście chciałam wrócić do Cumberland i osobiście sprawdzić, czy złe nowiny są prawdziwe, ale nikt nie chciał mnie tam puścić. Odchodziłam od zmysłów, myśląc o moim chłopaku, który dla mnie nie mógł być martwy, nie pomagał mi nawet kontakt z braciszkiem. Swoją drogą napięta sytuacja w domu, źle wpływała na malca, który często płakał i był marudny. Tyczyło się to również mojej małej córeczki, biedactwo było bardzo poruszone, co okazywało poprzez częste kopanie. Ja i chłopcy zbliżyliśmy się do siebie, a nawet dowiedzieliśmy, że Seth i  Michael są w sobie zakochani, co mi osobiście nie przeszkadzało. Cieszyłam się ich szczęściem, w tych trudnych chwilach mieli siebie, mogli się nawzajem podnosić na duchu i nikomu to nie wadziło. Zastanawiałam się z każdą godziną coraz bardziej, czy jest jakakolwiek szansa, że mój ukochany jednak żyje, ale nic na to nie wskazywało. 





4 komentarze:

  1. Supr rozdział.Mam tylko nadzieję że Arthur żyje. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Czekam na następne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  3. On musi żyć!!!!!!! Musi wrócić do stada i rodziny!! Musi!!!!!!
    Niedawno natrafiłam na tego boga i bardzo mi się podoba.
    Ale uprzedzam, jeśli uśmiercisz Artura to już więcej nie przeczytam żadnego twojego bloga!
    Ps. Mam nadzieje że się nie obrazisz jeśli dodam tego bloga do polecanych.

    OdpowiedzUsuń