Tekst

Proszę o komentarze. Dla ciebie to tylko chwila, dla mnie ogromna motywacja.

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 17



                Od samego rana w domu panował straszny rozgardiasz, chłopcy pakowali najważniejsze rzeczy, z czego niektórych musieli szukać i okazywało się, że są one w różnych dziwnych miejscach. Ja postanowiłam spędzić czas do wyjazdu z moim ukochanym, więc teraz siedzimy sobie w salonie i oglądamy jakiś film, na którym nie możemy się skupić. Leżymy, wtuleni w siebie na średnio wygodnej kanapie, co ostatnio jest moim utrapieniem, gdyż już nie mam pojęcia jak się położyć.

Christopher (Chris) Dall

                Oprócz naszej dwójki, także William spędza ten dzień beztrosko. Zresztą co mu się dziwić, wie on tylko to, że wyjeżdżamy na pewien czas do mojej rodziny, ale nic o wrogiej watasze. Moja mama bardzo się ucieszyła na wieść, że u niej zawitamy, niedawno wyszła ze szpitala razem z moim braciszkiem. Tuż po porodzie, mój ojczym przysłał nam jego zdjęcie. Musiałam przyznać, że był śliczny i chciałam, by moje dziecko także takie było.

                W końcu nadszedł czas wyjazdu, który bardzo chętnie bym oddaliła, niestety czas biegnie nieubłaganie. Walizki zapakowaliśmy do aut( a raczej za mnie zrobił to mój nadopiekuńczy chłopak), po czym pozwoliłam, by chłopcy pożegnali się z Arthurem, następnie ja zajęłam ich miejsce.

-Uważaj na siebie królewno. Pamiętaj, że cokolwiek by się stało, zawsze jestem z wami. –wyszeptał mi do ucha, tuląc ostrożnie, ale jednocześnie mocno, po czym złączył nasze usta w ostatnim pocałunku. Gdy się od siebie odsunęliśmy, brunet przyłożył swoją rękę do ust, po czym ugryzł nadgarstek, z którego popłynęła rubinowa ciecz.

-Żeby władać watahą, musisz napić się trochę krwi alfy, czyli mojej.-wyjaśnił szybko, przyłożył nadgarstek do moich warg, a ja posłusznie zlizałam odrobinę jego życiodajnego płynu. Po chwili gardło zaczęło mnie palić, zakrztusiłam się i zaczęłam kaszleć, to było okropne! Mój ukochany podtrzymał mnie w pasie, do czasu, aż się uspokoiłam, po czym starł resztki posoki z mojej twarzy i ostatni raz przytulił. Wsiadłam do samochodu bez słowa, wpatrując się w szybę i machając. Kilka minut później zasnęłam.

                Cały lot minął nawet szybko, zwłaszcza że Alex cały czas próbowała odciągnąć moje myśli od ponurych wydarzeń, ciągle gadając o wszystkim co popadnie.  Wczesnym rankiem znaleźliśmy się pod domem mojej mamy, czekając, aż ktoś nam otworzy. W końcu przed sobą ujrzałam Kellan’a, który zmierzył naszą grupkę wzrokiem.
-Witam, wchodźcie do środka, tylko cicho, bo niedawno Chris zasnął. Małe dzieci to nie przespane noce, więc nie mam pojęcia, o której wstanie twoja mama. Zaprowadzę was do pokoi i odpoczniecie po podróży. Tak w ogóle to nie wiedziałem, że będzie z wami wampir.-powiedział, prowadząc nas w głąb domu.
-Alex jest moim lekarzem, nie mogłam wyjechać bez niej, poza tym przyjaźnimy się.
-Tylko żeby uważała, na kim się karmi. Nie mam zamiaru stąd wyjeżdżać przez niewygodnych światków.-rzucił zniesmaczony, przystając w korytarzu, na piętrze.
-Umiem zadbać o dyskrecję, z całym szacunkiem, ale jestem wampirem już długi czas i mam nad sobą panowanie. Poza tym nie mogłabym być lekarzem, gdyby było inaczej.-powiedziała rozdrażniona Lexi.
-Nie ważne. Całe piętro jest do waszej dyspozycji. Tylko jak już wcześniej wspomniałem, proszę o ciszę. Liczę także, że będziecie od czasu do czasu uzupełniać lodówkę. Także słodkich snów wszystkim i widzimy się po południu, jak wrócę z pracy.-odezwał się, po czym poszedł do siebie, a my zajęliśmy swoje tymczasowe pokoje. Po odłożeniu walizek, położyłam się na łóżku i natychmiast zasnęłam.

*
                Obudziłam się koło 1200 przez donośny płacz dziecka, zerwałam się więc z łóżka i poszłam do pokoju mojego braciszka, który znajdował się na parterze. Widząc go płaczącego, zapragnęłam wziąć go na ręce i przytulić, co w końcu zrobiłam. Pobujałam malca w ramionach, dzięki czemu uspokoił się i spoglądał na mnie swoimi brązowymi oczętami. Tak się wczułam, że nawet nie zdawałam sobie sprawy, z widowni w postaci mojej rodzicielki, Williama, Alex i reszty watahy. Otrząsnęłam się z tego dziwnego stanu, gdy poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu i spojrzałam w oczy Liliany.
-Hej córeczko, widzę, że instynkt macierzyński już u ciebie działa. Jak ja cię długo nie widziałam! Jesteś śliczna kochanie! I ten brzuszek! Już się nie mogę doczekać, aż zobaczę swojego wnuka!-świergoliła radośnie, delikatnie mnie obejmując.

-Jeszcze nie wiemy, czy to chłopiec mamo.
-A kiedy będzie wiadomo?
-Tak właściwie to już wiadomo, tylko jeszcze nikomu nie powiedziałam.-wtrąciła Lexi, a każdy z zebranych na nią spojrzał.
-Mówiłaś, że dopiero na następnym badaniu będzie wiadomo.-wypomniałam jej, ale nic sobie z tego nie zrobiła.
-Po ostatnim incydencie musiałam zrobić badania, by wiedzieć czy wszystko w porządku. Ale nie martw się, przy żegnaniu się z Arthurem  wszystko mu powiedziałam.
-No to mów w końcu. Chłopiec czy dziewczynka?-przerwał jej zniecierpliwiony Simon.
-Spokojnie, po co te nerwy? Rodzinka powiększy się o…kolejną kobietę!-wykrzyknęła wesoło, na co ja odetchnęłam z ulgą. Nie żeby coś, ale miałam nadzieję na córkę, inna sprawa, że mój chłopak również pragnął mieć „drugą księżniczkę”-jak to on mawiał.


 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie! Przepraszam, że musieliście długo czekać na nowy rozdział, ale ostatnio nie miałam weny na to opowiadanie i piszę je już od środy.  Mam nadzieję, że następny pójdzie mi szybciej. Tak więc do następnego i pozdrawiam!






2 komentarze:

  1. Super ...nie mogę się doczekać porodu! Mam tylko nadzieję że Arthurowi nic się nie stanie

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne :* Te sceny z dzieckiem takie słodkie:D Brunet jest uroczy :D Będzie dziewczynka jupijajej , kochana rządzisz :D

    OdpowiedzUsuń