Od
samego rana w domu panował straszny rozgardiasz, chłopcy pakowali najważniejsze
rzeczy, z czego niektórych musieli szukać i okazywało się, że są one w różnych
dziwnych miejscach. Ja postanowiłam spędzić czas do wyjazdu z moim ukochanym,
więc teraz siedzimy sobie w salonie i oglądamy jakiś film, na którym nie możemy
się skupić. Leżymy, wtuleni w siebie na średnio wygodnej kanapie, co ostatnio
jest moim utrapieniem, gdyż już nie mam pojęcia jak się położyć.
Christopher (Chris) Dall |
Oprócz
naszej dwójki, także William spędza ten dzień beztrosko. Zresztą co mu się
dziwić, wie on tylko to, że wyjeżdżamy na pewien czas do mojej rodziny, ale nic
o wrogiej watasze. Moja mama bardzo się ucieszyła na wieść, że u niej zawitamy,
niedawno wyszła ze szpitala razem z moim braciszkiem. Tuż po porodzie, mój
ojczym przysłał nam jego zdjęcie. Musiałam przyznać, że był śliczny i chciałam,
by moje dziecko także takie było.
W
końcu nadszedł czas wyjazdu, który bardzo chętnie bym oddaliła, niestety czas
biegnie nieubłaganie. Walizki zapakowaliśmy do aut( a raczej za mnie zrobił to
mój nadopiekuńczy chłopak), po czym pozwoliłam, by chłopcy pożegnali się z
Arthurem, następnie ja zajęłam ich miejsce.
-Uważaj na siebie królewno. Pamiętaj, że
cokolwiek by się stało, zawsze jestem z wami. –wyszeptał mi do ucha, tuląc ostrożnie,
ale jednocześnie mocno, po czym złączył nasze usta w ostatnim pocałunku. Gdy się
od siebie odsunęliśmy, brunet przyłożył swoją rękę do ust, po czym ugryzł
nadgarstek, z którego popłynęła rubinowa ciecz.
-Żeby władać watahą, musisz napić się trochę
krwi alfy, czyli mojej.-wyjaśnił szybko, przyłożył nadgarstek do moich warg, a
ja posłusznie zlizałam odrobinę jego życiodajnego płynu. Po chwili gardło
zaczęło mnie palić, zakrztusiłam się i zaczęłam kaszleć, to było okropne! Mój ukochany
podtrzymał mnie w pasie, do czasu, aż się uspokoiłam, po czym starł resztki
posoki z mojej twarzy i ostatni raz przytulił. Wsiadłam do samochodu bez słowa,
wpatrując się w szybę i machając. Kilka minut później zasnęłam.
Cały
lot minął nawet szybko, zwłaszcza że Alex cały czas próbowała odciągnąć moje
myśli od ponurych wydarzeń, ciągle gadając o wszystkim co popadnie. Wczesnym rankiem znaleźliśmy się pod domem
mojej mamy, czekając, aż ktoś nam otworzy. W końcu przed sobą ujrzałam
Kellan’a, który zmierzył naszą grupkę wzrokiem.
-Witam, wchodźcie do środka, tylko cicho, bo
niedawno Chris zasnął. Małe dzieci to nie przespane noce, więc nie mam pojęcia,
o której wstanie twoja mama. Zaprowadzę was do pokoi i odpoczniecie po podróży.
Tak w ogóle to nie wiedziałem, że będzie z wami wampir.-powiedział, prowadząc
nas w głąb domu.
-Alex jest moim lekarzem, nie mogłam wyjechać
bez niej, poza tym przyjaźnimy się.
-Tylko żeby uważała, na kim się karmi. Nie mam
zamiaru stąd wyjeżdżać przez niewygodnych światków.-rzucił zniesmaczony,
przystając w korytarzu, na piętrze.
-Umiem zadbać o dyskrecję, z całym szacunkiem,
ale jestem wampirem już długi czas i mam nad sobą panowanie. Poza tym nie
mogłabym być lekarzem, gdyby było inaczej.-powiedziała rozdrażniona Lexi.
-Nie ważne. Całe piętro jest do waszej
dyspozycji. Tylko jak już wcześniej wspomniałem, proszę o ciszę. Liczę także,
że będziecie od czasu do czasu uzupełniać lodówkę. Także słodkich snów
wszystkim i widzimy się po południu, jak wrócę z pracy.-odezwał się, po czym
poszedł do siebie, a my zajęliśmy swoje tymczasowe pokoje. Po odłożeniu walizek, położyłam się na łóżku i
natychmiast zasnęłam.
*
Obudziłam
się koło 1200 przez donośny płacz dziecka, zerwałam się więc z łóżka
i poszłam do pokoju mojego braciszka, który znajdował się na parterze. Widząc go
płaczącego, zapragnęłam wziąć go na ręce i przytulić, co w końcu zrobiłam. Pobujałam
malca w ramionach, dzięki czemu uspokoił się i spoglądał na mnie swoimi
brązowymi oczętami. Tak się wczułam, że nawet nie zdawałam sobie sprawy, z widowni
w postaci mojej rodzicielki, Williama, Alex i reszty watahy. Otrząsnęłam się z
tego dziwnego stanu, gdy poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu i spojrzałam w
oczy Liliany.
-Hej córeczko, widzę, że instynkt macierzyński
już u ciebie działa. Jak ja cię długo nie widziałam! Jesteś śliczna kochanie! I
ten brzuszek! Już się nie mogę doczekać, aż zobaczę swojego wnuka!-świergoliła
radośnie, delikatnie mnie obejmując.
-Jeszcze nie wiemy, czy to chłopiec mamo.
-A kiedy będzie wiadomo?
-Tak właściwie to już wiadomo, tylko jeszcze
nikomu nie powiedziałam.-wtrąciła Lexi, a każdy z zebranych na nią spojrzał.
-Mówiłaś, że dopiero na następnym badaniu
będzie wiadomo.-wypomniałam jej, ale nic sobie z tego nie zrobiła.
-Po ostatnim incydencie musiałam zrobić
badania, by wiedzieć czy wszystko w porządku. Ale nie martw się, przy żegnaniu
się z Arthurem wszystko mu powiedziałam.
-No to mów w końcu. Chłopiec czy dziewczynka?-przerwał
jej zniecierpliwiony Simon.
-Spokojnie, po co te nerwy? Rodzinka powiększy
się o…kolejną kobietę!-wykrzyknęła wesoło, na co ja odetchnęłam z ulgą. Nie żeby
coś, ale miałam nadzieję na córkę, inna sprawa, że mój chłopak również pragnął mieć
„drugą księżniczkę”-jak to on mawiał.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie! Przepraszam, że musieliście długo czekać na nowy rozdział, ale ostatnio nie miałam weny na to opowiadanie i piszę je już od środy. Mam nadzieję, że następny pójdzie mi szybciej. Tak więc do następnego i pozdrawiam!
Super ...nie mogę się doczekać porodu! Mam tylko nadzieję że Arthurowi nic się nie stanie
OdpowiedzUsuńPiękne :* Te sceny z dzieckiem takie słodkie:D Brunet jest uroczy :D Będzie dziewczynka jupijajej , kochana rządzisz :D
OdpowiedzUsuń