Od dwóch dni nie odzywam się do
Arthura, nie jest to dla mnie łatwe, ale
jak sobie pomyśle, że prawdopodobnie ma kogoś na boku to wszystko mija.
Ukojenie daje mi braciszek, na którym mama uczy mnie jak postępować z
dzieckiem, dzięki czemu dam sobie później radę.
Tak
więc siedziałam właśnie w pokoju malca, gdyż obiecałam mamie, zajęcie się nim,
podczas ich nieobecności i karmiłam go z butelki, gdy do pomieszczenia wtargnął
Wolf.
-Dalej
się do mnie nie odzywasz?...Jak sobie chcesz, tylko zejdź na dół, bo jest
zebranie.-powiedział obojętnie, po czym wyszedł.
Skończyłam karmić Chrisa i
wzięłam go ze sobą do salonu, gdzie siedzieli wszyscy chłopcy. Gdy zajęłam
swoje miejsce pomiędzy Seth’em, a Michaelem, mój chłopak zabrał głos.
-Jutro
wracamy do Cumberland, a dwa dni później przenosimy się całkowicie do Glasgow w stanie Wirginia. Samolot jest jutro
o 1500, powinniśmy zdążyć się spakować i pozałatwiać swoje sprawy.
-Czemu
się przenosimy?-zapytał Simon.
-W
miasteczku byłoby podejrzane, gdyby do naszego domu sprowadziło się więcej
osób, poza tym zawsze można się natchnąć na dawne towarzystwo Amandy, które
byłoby zaciekawione dzieckiem.
Miałam dość tej całej rozmowy,
więc wstałam i wyszłam do pokoiku braciszka, gdzie spędziłam resztę dnia, nie
licząc wizyt w łazience oraz krótkiego spaceru po ogrodzie. Po uśpieniu malca
około 2100, położyłam się na niewielkiej kanapie, która stała w
pomieszczeniu i sama oddałam się w objęcia Morfeusza.
*
Obudził mnie płacz dziecka,
które najwyraźniej już wstało, więc i ja musiałam. Podniosłam się z posłania, byłam
cała obolała i musiałam udać się do łazienki, ale najpierw zajęłam się chłopcem.
Po zrobieniu porannych czynności, ubrałam się, po czym wraz z Chrisem zeszłam
do kuchni, by podać mu mleko. Przy kuchence urzędował właśnie Seth, a jego
chłopak spokojnie sączył sobie kawę, ich spojrzenia od razu powędrowały w moją
stronę, a Mike podszedł i wystawił ręce.
-Daj
mi małego, powinnaś jeszcze spać, to nie zdrowe dla małej i ciebie tak się
teraz przemęczać.
-Mojej
córeczce nic się nie stanie, jest silna, a jeśli się nie mylę to za kilka
godzin mamy samolot, muszę jeszcze pogadać z mamą i spakować walizkę.
-Bagażem
to się na pewno Arthur zajął, w ogóle ostatnio między wami są jakieś zgrzyty i
martwi nas to bardzo. Moglibyśmy jakoś pomóc?-wtrącił z widocznym zmartwieniem Brion.
-Tu
nikt nie pomoże. Cieszcie się swoim związkiem dopóki jeszcze możecie. Ale tak z
innej strony, co na śniadanie wirtuozie patelni?-zmieniłam temat, oddając
dziecko i siadając na taborecie.
-Na
co księżniczki mają ochotę?
-Zjadłybyśmy
naleśniki z nutellą i bitą śmietaną polane sosem czekoladowym, do tego kubek
świeżej mięty.
-Już
się robi, skoczę tylko po herbatę do ogródka. Nie ruszaj się z tego krzesła.-ostrzegł
przyjaciel, po czym wypadł biegiem z pomieszczenia.
Gdy wszyscy zjedli,
porozmawiałam z rodzicielką i nakazałam Kellan’owi dbać o Chrisa oraz Lili,
wsiedliśmy do taksówek, by udać się na lotnisko. Odprawa trwała nadzwyczaj
krótko, tak więc szybko znaleźliśmy się w samolocie i po kilku godzinach
byliśmy w domu. Wchodząc do budynku, poczułam obcą woń, więc napięłam mięśnie,
a z moich ust wydobył się groźny warkot.
Super!
OdpowiedzUsuńJak możesz w takim momencie?!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na next!
Świetny
OdpowiedzUsuńMega :) czekam na next
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta!!!
OdpowiedzUsuń